Wiara w katechetów

Religia w szkole budzi emocje i spory polityczne już 35 lat. Nie tylko dlatego, że została wprowadzona tylnymi drzwiami, na mocy rozporządzenia ministra, z pogwałceniem konstytucji. W czasie rządów PiS nasiliły się głosy nawołujące do wypro-wadzenia religii ze szkół, ograniczenia w nich wpływów księży i katechetów. Niejeden dzisiejszy parlamentarzysta zbił kapitał polityczny na haśle religia do "sal parafialnych".
Laicyzacja postępuje, choć nie tak prędko, jak się wydawało jej zwolennikom, umacnia się pozycja głoszących potrzebę rzeczywistego rozdziału Kościoła od państwa. Znalazło to odbicie w decyzji obecnej ministry edukacji, by od przyszłego roku szkolnego ograniczyć lekcje religii do jednej w tygodniu. To musiało się spotkać z protestem ze strony biskupów. Stanęli murem w obronie katechetów. Trybunał Konstytucyjny w ubiegłym roku orzekł, że tryb zmian dotyczący nauczania religii jest niezgodny z konstytucją. Z uwagi na to, że wyroki obecnego TK nie są publikowane przez rząd, Stowarzyszenie Katechetów Świeckich wysłało skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. To samo zrobił episkopat.
Nie jest tajemnicą, że biskupom chodzi nie tyle o nauczanie religii, ile o utrzymanie obecnej liczby katechetów, o ich uposażenia. Nie chodzi też o podniesienie poziomu nauczania religii. Ten jest tak niski, że nie brakuje opinii, wyrażanych również przez wierzących, iż lekcje w znikomym stopniu wpływają na zachowanie katolików, ich kulturę, poszanowanie boskich przykazań...
Ubywa uczniów uczęszczających na lekcje religii, są szkoły, głównie w dużych miastach, gdzie jest ich grubo poniżej 50%. Nie dziwią więc głosy, wywodzące się także ze środowisk nauczycielskich, że nie może być tak, aby katecheci uczący niewielką grupę uczniów otrzymywali takie samo uposażenie jak ci, którzy trudzą się w klasach przeszło 20-osobowych.
Nie sądzę, by obecna koalicja rządząca była w stanie rozwiązać problem religii, choćby z uwagi na różne podejście do tej kwestii. Trudno też oczekiwać, że zostanie on rozwiązany instrukcją ministerialną, którą mogą wydać kierujący resortem. Nie zrobili tego ministrowie wywodzący się z lewicy, tym bardziej nie stanie się to teraz. Nie będzie na to zgody PSL, głównego hamulcowego w tej sprawie.
Żadne ministerialne uregulowanie nie będzie doskonałe, adekwatne do zróżnicowania regionów Polski pod względem stosunku do Kościoła. Najlepiej chyba byłoby, gdyby to dyrektorzy szkół wraz z gronem pedagogicznym i rodzicami decydowali o lekcjach religii. Ile ma być godzin, w jakich wypadkach łączyć uczniów w jedną grupę.
Może to będzie sygnał, że zmierzamy w stronę społeczeństwa obywatelskiego?
Paweł Dybicz

Komentarze

Popularne posty